czwartek, 8 maja 2014

Niepojęte.

Szczęście jest czymś ulotnym, które trwa tylko przez trzydzieści skradzionych sekund

Anastazja przez cały dzień nie mogła dojść do siebie. Zamiast kary ... ale właściwie co to ma być? Lekcje ... śpiewu? W poprawczaku? To nie jest normalne. Ale nie chciała o tym myśleć. Lepiej uwierzyć, że w końcu nadeszły lepsze chwile. Tak, tej wersji chciała się trzymać... To sprawiało, że czuła się mniej obco w miejscu, który musi traktować jak dom. Świat po tej stronie lustra nie jest taki piękny i cudowny. Świta nie jest wcale dobroduszną niańką pielęgnującą dzieci z miłości, ale  jest wyrodna matka porzucającą dziecko na progu cudzego domu ... jeden kłopot mniej ...
Świat kręcił się w koło zawsze i zawsze tak pozostanie, ale tej nocy zdawało się, że gdzieś mu się spieszy. Głowa Anastazji sprawiała wrażanie ciężkiego boksu  z dziwnymi rzeczami, bez celu rzuconych w nieładzie gdzie popadnie. Myśli ja nękały ... ale nie mogła ich ogarnąć... nie wiedziała o czym myśli i co czuje ... nie wiedziała, gdzie jest i co robi ... Wstała. Napiła się wody. Przeszło.
Rano jak co dzień wstała i ubrała się do szkoły. Poprawka... do sali, w której nudziła się i czytała książki. Tak. to była całość edukacji.
Już wchodziła na korytarz prowadzący do klas, gdy nagle odezwał się znajomy głos:
- Ale dziś lekcji nie ma.
To był Simon. Anastazji jakoś zrobiło się cieplej na sercu. Polubiła go i tyle. Był chyba najnormalniejszym chłopakiem w tym ośrodku.
- Dziś odwiedzają nas starzy. Matka zawsze przywozi mi ciasta, to może byśmy ... to znaczy, może pójdziemy do parku  urządzimy sobie ... wyżerkę - dodał z lekkim uśmiechem.
- Ach.. tak z przyjemnością - odparła Anastazja. - Dla mnie to dzień wolny. Moi rodzice nie wiedzą, że tu jestem.. oni nie wiedzą, że żyję...- urwała. Nie wiedziała, że to tak zaboli. W myślach pogodziła się już z tym.. ale czy do końca... ?
Przełknęła ślinę powstrzymując łzę. Uśmiechnęła się.
- A, w takim razie, gdzie mamy iść?
- Do stołówki. Tam przychodzą rodzice. Idziemy potem do parku, czasem nawet za mur.
- A co ja będę robić?
- Nie wiem, ale na pewno nie będziesz się nudzić. Paru chłopaków  to sieroty i z nimi sobie posiedzisz. Może to nie jest tak wyborowe towarzystwo jak ja - roześmiała się. - Ale lepsze to niż nic.
Szli nadal razem do stołówki. Anastazja nie lubiła tego pomieszczenia. Była to obskurna sień z ogromną ilością starych przedmiotów. Kilka obdrapanych stołów w komplecie do wybrakowanych krzeseł, szaro-brązowe serwety z tłustym plamami...
Usiedli razem przy jednym stole . Kilka osób odwróciło głowę i puściło kilka dennych komentarzy o zakochanej parze, ale gdy starsi zobaczyli Simona, młodym się dostało.
Wszedł pan du Barry.
- Dziś ja odpowiadam za wizyty.  Wasi rodzice zaraz przyjadą, ale postanowiłem, żebyście przywitali ich przed szkołą. A więc wychodzimy ze szkoły.
Nikomu nie chciało się ruszyć. Choć pogoda była cudowna nikomu nie kwapiło się sterczeć i gapić na matki z tobołami, ojców z surowymi minami.. Ale chcąc czy nie chcąc powlekli się ku wyjściu. Pan du Barry ustawił ich według wzrostu, a Anastazja stała dokładnie przed Simonem.
Własnie, gdy wychowawca skończył ich ustawiać zaczęli napływać "goście". Kilu małych rzuciło się w objęcia matek, a tak konkretniej do licznych paczek i prezentów. Każda matka szukała zapalczywie swojej pociechy. Trwało to jakiś czas, aż uwagę wszystkich przykuł samochód wjeżdżający na plac szkolny. Nagle ze szkoły wybiegł dyrektor i popędził do samochodu czekając, aż ktoś z niego wysiądzie. Drzwiczki otworzył szofer i w parku pod szkołą stanął wysoki przystojny mężczyzna  w średnim wieku ubrany dość bogato. Anastazje zamurowało. Nagle stała się najszczęśliwszą osobą pod słońcem, ale nie mogła ruszyć się z miejsca. Stała i gapiła się w owego mężczyznę.
- Dzień dobry panu, w czym możemy służyć? - zapytał dyrektor z mina zdezorientowanego dziecka.
- Przyjechałem tu do swojego dziecka -  odpowiedział mężczyzna.
- Tak? - nie kryjąc zdumnienia odpowiedział nauczyciel.
- Tak, przyjechałem do Anastazji. Podobno tu jest, taką dostałem informację.
- Ach... tak panna Leszczyńska... Tak jest... oczywiście.....
Pan Leszczyński pospieszył  do drzwi, przy których stała oniemiała Anastazja.
- Ala jak .. jak ty mnie tu...
- Pan Władysław mi pomógł. To dobry człowiek, ale ty mów, mów co się z Tobą działo przez ten czas.... Przejdźmy się może ...
Poszli wzdłuż alejki. Anastazja opowiedziała wszystko o swoim losie i o poniewierce.
- To straszne...
- A co się z Wami działo?
- Nie udało się nam uciec, to znaczy mieliśmy wypadek i zginęło wiele osób, powiedziano nam, ze nie żyjesz, a mama... straciła pamięć. To znaczy dopiero pół roku temu, też w wypadku, ale mniejsza z tym. Nic nie pamięta, ani ciebie, ani mnie... to jest potworne.. i nie możesz jej odwiedzić... Szukają osób uczestniczących w powstaniu... łączników... nawet tu. Są wszędzie. Nic nie można zrobić.
- Ale ja tak tylko na chwile do mamy.....
- Nie teraz skarbie, jak sytuacja się uspokoi. Wtedy będzie lepszy moment. Uwierz. A na razie bądź tu. Tu jesteś najbezpieczniejsza.
- Ale mama... ja ... mama... muszę....
- Mama nie chciałaby Cię narażać. Ona chciałaby dla ciebie jak najlepiej. Uwierz. I am dla ciebie trochę ubrać, książek, słodyczy... Klemens przyniesie Ci za chwilę ...pamiętasz Klemensa?
Jak mogła zapomnieć osoby, która zawsze była blisko i zawsze pomagała w złych chwilach. Był to służący w ich domu, ale był to ktoś dla Anastazji bliski - to był przyjaciel.  Z nim zabawa zawsze była udana, a przekąska zawsze pyszna. Powinien zostać nauczycielem, miał podejście do dzieci.
- Ja już muszę iść. nie mogę zostawić mamy. Musze z nią być. Może coś jej się przypomni...
Pocałował córkę w czoło i ruszył ku samochodowi.
- Panienka wybaczy ...
Przed nią stał Klemens. Ten stary, poczciwy Klemens. Trochę straszy Klemens. Trochę bardziej srebrny, trochę bardziej pomarszczony, ale ciągle Klemens.
- Klemens! Mój kochany Klemens! Ja dobrze Cię widzieć.
Nie rozmawiali, bo czas naglił. Mężczyzna oddał jej rzeczy i uśmiechnął się miło.
- Do widzenia, panience.
- Do widzenia, Klemens - odpowiedział, gdy wsiadali do samochodu.
Czekała na Simona. Patrzyła na chmury. Marzyła o spotkaniu z matką.
- Fajny stary - powiedział Simon.
Anastazja nie odpowiedziała tylko razem poszli na polankę i pod drzewem objadali się przyszłościami od ojca i od matki Simona. Rozmawiali. Dużo. O wszystkim. Od tak....Tak najlepiej się rozumieli.
Anastazja zrozumiała, że znalazła pokrewną duszę i nie jest sama. Czas leczy rany, ale lepiej je leczyć wśród przyjaciół, a nie wrogów ...

2 komentarze:

  1. Fajnie, że ojciec znalazł Anastazję. Miło, że mogła się poczuć szczęśliwa <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie, że poznała ojca :*:*

    OdpowiedzUsuń